Historia

Alice In Chains

Nie wszystkie emocje dają się wyrazić słowami podkreśla Jerry Cantrell. My wyrażamy je przez muzykę. Gdy się zamykasz, gdy dusisz w sobie różne frustracje, w końcu cię to zeżre. My mamy szczęście, że znaleźliśmy sposób, aby wyrzucić z siebie całe to gówno. Myślę, że właśnie dlatego tak wielu fanów potrafi się z nami utożsamić i z naszymi piosenkami. Dlatego tak wiele dla nich znaczą. Bo dla nas nasza muzyka to egzorcyzmy. To wypędzanie demonów. W tych słowach gitarzysty Alice In Chains coś chyba jest. W każdym razie wszystko wskazuje na to, że i tym razem egzorcyzmy się powiodły. Zespól znów gra razem. Mimo tego wszystkiego, co jeszcze nie tak dawno dzieliło jego członków. Bo przecież problemy, które gnębiły Alice In Chains, nie odeszły. Layne nie ukrywa, że jego kłopoty z narkotykami wcale się nie skończyły. I że być może nie skończą się już nigdy. Gorzka prawda. Wysłannik "Rolling Stone'a", który rozmawiał z zespołem w ubiegłym roku, zauważył, że Staley nieustannie nosi koszule z długimi rękawami i rękawiczki. Zupełnie, jakby miał coś do ukrycia. I chyba rzeczywiście ma. Gdy przy jakimś posiłku na chwilę podwinął rękawy koszuli, dociekliwy reporter zobaczył na przegubach dłoni ślady po igłach. Podobno każdy, kto miał kontakt z heroiną wie, co to oznacza. Okolice dłoni to jedno z ostatnich miejsc, gdzie wstrzykuje się narkotyk. Narkomani zaczynają używać ich dopiero wtedy, gdy wszystkie inne żyły są już zbyt zniszczone, zbyt pokłute...

To spostrzeżenie dziennikarza "Rolling Stone" nie jest chyba najlepszą wróżbą. Chociaż trzeba przyznać, że Layne mimo swojego nałogu potrafi zaskakująco trzeźwo spojrzeć na świat. Przez jakiś czas nieźle się bawiłem - mówi. Jeździłem limuzynami, jadłem homary, miałem mnóstwo panienek. Na chwilę nieźle mi odbiło. To był naprawdę fajny ubaw. No ale przecież tak nie można żyć wiecznie...

Ostatnio działalność Alice In Chains nabrała niezwykłego tempa. Płyta studyjna, pół roku po niej akustyczny album koncertowy. Wygląda jednak na to, że ta dobra passa znów została przerwana. I to nie tylko za sprawą nałogu Layne'a. W ciągu ostatnich paru miesięcy życie prywatne muzyków Alice In Chains mocno się skomplikowało. Najpierw Jerry rozstał się z dziewczyną, z którą był siedem lat. Podobno bezpośrednią przyczyną była jego chorobliwa wręcz niewierność. Ciągle ją kocham - wyznaje gitarzysta. Ale mam coś z natury wilka. Wiesz, zaatakować, zabić i iść dalej...

Jeszcze większy dramat przeżył Layne Staley. Jego była dziewczyna umarła po przedawkowaniu heroiny. Podobno wokalista kompletnie się załamał. Przyjaciele obawiają się, że Layne mógłby nawet popełnić samobójstwo. Po raz kolejny Alice In Chains musiał odwołać przygotowywaną właśnie trasę koncertową...

Co będzie dalej? Nie wiadomo. Dziś trudno jest odpowiedzieć na jakiekolwiek pytanie. Alice In Chains zawsze balansowało na granicy autodestrukcji. I wiele razy, ku zaskoczeniu obserwatorów i radości fanów, potrafiło przezwyciężyć kryzys. Może tak będzie i tym razem?

W końcu, jak często powtarza Jerry Cantrell, nie można przewidzieć tego, co będzie jutro czy za miesiąc. Trzeba podnieść głowę i cieszyć się tym, co życie przyniosło nam dzisiaj...

ROBERT SANKOWSKI

Tylko Rock – marzec 1997